Daj odpocząć nogom, czyli moja regeneracja ciała po pieszej wyprawie

Daj odpocząć nogom, czyli moja regeneracja ciała po pieszej wyprawie

11 marca 2014 1 przez Nasza droga do

Idąc na długodystansową i wielogodzinną przechadzkę, trzeba się liczyć z tym, że nasz organizm odczuje pokonaną przez nas trasę, a szczególnie odczują to nasze nogi. Czy chodzimy po płaskim, czy w terenie o różnym ukształtowaniu, to nasze nogi będą potrzebować odpoczynku po takiej wyprawie. Daj odpocząć nogom. Moja regeneracja ciała po pieszej wyprawie.

 

 

Ogólnie muszę powiedzieć, że moje nogi przeszły w swoim życiu już wiele kilometrów i muszę o nie szczególnie dbać, gdyż mam tendencję do żylaków i takowe również posiadam. Mówi się – bądź aktywna, a nie dopuścisz do rozwoju żylaków, a nawet zahamujesz już istniejące. Mówi się również, że – żyły nie lubią dużego forsowania, zwłaszcza ćwiczeń z dużymi obciążeniami, wielogodzinnych i wielokilometrowych m.in. biegów, wędrówek pieszych… Wszystko musi mieć swój umiar, a siedzenie na kanapie też nie jest rozwiązaniem! Niestety lub stety jestem osobą, która uwielbia długodystansowe przechadzki, czy to góry, czy po chodniku, czy na plaży… Kocham chodzić! Kocham długie dystanse!

Dzisiaj chciałam się z Wami podzielić jednak inną sprawą, a mianowicie jak to wygląda u mnie, gdy wracam z wędrówki i jak nagradzam moje nogi, by mi nadal one dobrze służyły, i nie będzie tutaj już więcej dzisiaj mowy o żylakach.

Przykładowo, nasza wyprawa na Pilsko (klik) – tam i z powrotem – trasę pokonaliśmy mniej więcej w 5,5 godziny, oczywiście były postoje na odpoczynek, na napojenie się, na podziwianie widoków, na posiłkowanie się. Była to trasa jak widać wielogodzinna i z różnym ukształtowaniem terenu. Nogi dały radę! 
Pierwsze co zrobiłam po zejściu do samochodu to zdjęłam stuptuty i  poluzowałam sobie sznurówki – tym razem wracałam do domu w tych samych butach, chociaż kiedyś zawsze zmieniałam buty i moim zdaniem jest to najlepsze rozwiązanie. Polecam też zmianę skarpetek! 

Wracając do domu staram się pić tyle wody niegazowanej ile mój organizm zapragnie – czyli na żądanie – tak samo jest wtedy z jedzeniem – ilość jedzenia na żądanie.  

W samochodzie, siedząc, staram się ruszać kolanami, łydkami, kostkami, stopami i palcami (oczywiście u nóg), by się nie zasiedzieć, bo droga powrotna w samochodzie jest jednak zbyt długa. 

W domu zazwyczaj lądujemy po takiej wyprawie późnym popołudniem i bardzo chętnie sięgam po kąpiel. Kąpiel przygotowuję z dziecięcym termometrem do kąpieli – ja pożyczam go od naszego synka.

 

Na tego typu termometrach zazwyczaj jest zaznaczona idealna temperatura wody do kąpieli. 

Po takiej wyprawie, gdzie był i śnieg i słońce, czyli zimno i ciepło jednocześnie, woda  ta może okazać się dla nas za chłodna – jednak ja nigdy nie dolewam więcej gorącej wody, ufam termometrowi. Podczas kąpieli, oprócz normalnych zabiegów, robię masaż nóg gruboziarnistym peelingiem. Masaż robię ruchem okrężnym – najpierw zaczynam od palców u nóg, poprzez łydki, uda, pośladki, brzuch, czyli od dołu do góry, kieruję się w kierunku serca. Peeling zmywam letnią wodą. Następnie robię masaż drobnym peelingiem, tym razem górnej części ciała. Najpierw masuję twarz, potem szyję, kończąc na klatce piersiowej i również spłukują letnią wodą. Uprzedzam, po takim masażu nie ma szans na natychmiastowe zaśnięcie. 

Po takiej kąpieli czuję się odrodzona i pobudzona do życia. Mam wtedy jeszcze siły by poczytać jakąś książkę z nogami uniesionymi do góry  – oczywiście o ile Julian, nasz syn, na to mi pozwoli. Staram się jednak już nie forsować moich nóg i dać im w końcu odpocząć. 

A Wy jakie macie sposoby na ponowne nabranie sił po wyprawie?

 

 

Print Friendly, PDF & Email